pozór wcale się nic nie zmieni, ale — ale ja cofać się muszę.
Kanclerz był gniewny, duma radziwiłłowska, znaczenie jego na dworze Zygmunta III i Władysława, narażenie na szyderstwo może, — nie dawały mu się uspokoić.
— Co do mnie — rzekł — ja także nie myślę być tak czynnym i gorliwym, jak dotąd, gdy usługi moje są pogardzone i odepchnięte; ale nie mogę tego uczynić, nie oznajmując otwarcie królowi, iż jestem dotknięty, że to czuję.
Spojrzała na niego królowa.
— Postąpcie, jak uznacie właściwem — rzekła — ale pozwólcie, abym ja jawnie nie okazała się obrażoną. Nie mówiłam z nim nigdy otwarcie, nie jestem do niczego obowiązaną. Dopomagałam mu dotąd, a dziś mogę się wycofać, tem łatwiej, że pomocy potrzebować nie będzie.
Uśmiechnęła się dziwnie.
— Jestem zupełnie swobodną — dodała.
Kanclerz siedział zadumany. Myślał zapewne nad tem, jakiego sobie pana tym wyborem, dziś już nieuniknionym, gotowali. Postępek króla malował jaknajdobitniej charakter jego.
— Co do następstw tego nierozważnego względem was kroku — mówiła dalej królowa — jestem pewną, że zaledwie się dopuściwszy tej samowoli, Król Szwedzki już się niepokoi i żałuje.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.