Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jam i to przepowiedział — zamruczał Butler.
Rozgniewał się Kazimierz.
— A co mi po twoich proroctwach! — zawołał, ja potrzebuję skutecznej rady, a nie tych wróżb.
Starosta milczał uparcie.
— Mówiłem ci to — począł nanowo Kazimierz — Kobieta przebiegła niesłychanie, lepiej niż ja przewidziała wszystko. Przyznaję się, chciałem się wyzwolić od niej, obawiałem się ożenienia, ale myślałem później dopiero jawnie z tem wystąpić, tymczasem...
Zadumany król nie dokończył. Butler słuchał, patrząc w okno roztargniony; nie były to dla niego rzeczy nowe.
— Z nią będzie utrapiona wiekuista walka — mówił po chwili Kazimierz — a ja na nią ani czasu, ani środków nie mam. Sprawy Rzeczypospolitej są zawikłane, pomocników mi, a nie adwersarzy, potrzeba.
— A królowa jmość, jako antagonista — rzekł Butler — nie jest do pogardzenia: miała czas i sposobność ludzi sobie pozyskać — i — ma pieniądze.
— Na których mnie zbywa — dodał król — ale ja ich nigdy mieć nie będę.
Westchnął ciężko.
— Butler, kochany mój, bądź ty mi przyjacie-