Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

biegła spłoszona Bianka, z drugą jakąś dzieweczką, ale Bertoni, co żywo im drzwi przed nosem zamknęła. Była tak zmieszana, rozgniewana, nastraszona, iż sama nie wiedziała co począć.
Strzębosz, jako poseł pana nieustraszony, dalej spełniał, co mu polecono.
— N. Pan w kolebce tu stoi u drzwi waszych. Kto wie? możeby wam tę cześć wyrządził i zaszedł na chwilę, ale nie chce być ani widzianym, ani poznanym.
Zwolna Bertoni oswajała się z tem, co ją niespodzianie spotykało, i przychodziła do siebie. Tylko mówić ze Strzęboszem, z tym zuchwalcem, kosztowało ją niezmiernie, ale musiała.
— U mnie krom obcej dziewczyny, która króla pewnie nigdy nie widziała, no, i córki, która go tak dawno nie oglądała, że nie pozna, niéma nikogo: niech wysiądzie!
Bertoni stała uradowana i zła razem. Wolałaby była króla nie mieć, byle Strzębosza tu, u siebie, nie widzieć. Była najpewniejszą, że Bianka go zobaczyła, poznała i że mu się przez dziurkę od klucza przygląda.
— Król czeka — dodał Strzębosz — ale na wschodach egipskie ciemności; niechcecie, przecież ażeby karku nadkręcił, a do takiego gościa ze świecą laną wyjść się przecie godzi każdemu.
Gdyby Strzębosza nie było! a! Bertoni byłaby