Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

biła tego wrażenia, jakiego się spodziewać było można. Niektórzy to za frymark poczytywali, i oppressyą wolności Rzeczypospolitej, ale mało kto słuchał malkontentów.
Wybór był już tylko rzeczą formy, bo wistocie od chwili pojednania nie ulegał wątpliwości. Szło tylko o pakta konwenta, to jest o warunki, jakie królowi nałożyć miano. Za wzór wzięto Władysławowskie.
Kazimierza już królem wszyscy mianowali; nie potrzebował siedzieć w ciasnym Nieporęcie: więc się zaraz przeniósł do Warszawy.
Tu na zamku, po całych dniach, jako już przyszły pan, naciskowi gości i wcześnie chcących sobie łaski zaskarbić ledwie się mógł obronić, aby mieć chwilę wypoczynku, a królowa też po kilka razy na dzień domagała się widzenia z nim, na której wezwanie pośpieszać musiał.
Dla człowieka, który nigdy myśli długo na najpoważniejszym przedmiocie zatrzymać nie umiał, którego wysiłek każdy męczył, a nawyknienie do rozrywek czyniło miękkim — obecne położenie było straszliwą męczarnią.
Sprawy nadzwyczajnej wagi przychodziły na stół naglące, tak, iż je natychmiast, stanowczo rozwiązywać było potrzeba. W niepewności na obu kanclerzów spychał je król, wstydząc się razem nieudolności swej. Zdawało się, że i kró-