lowa niespokojną być musiała o jego zachowanie się w tem położeniu, obawiała się omyłki, zdradzenia ze słabością. Dlatego powoływała go ciągle pod rozmaitemi pozorami do siebie.
Rozpoczynała najtrudniejsze w świecie dzieło: przerobienia człowieka niemłodego, który miał nałogi zastarzałe i nawykł do ulegania fantazyom. Ufała jednak, iż iskierka rycerstwa, że duma krwi, potrafią z niego stworzyć wodza.
Tym ona go tylko mieć chciała. Rzeczpospolita była machiną starą i nadwerężoną, której przerobić, ani naprawić nie było łatwo, ale czasu wojny, mężny i szczęśliwy wódz stojący na jej czele, mógł się okryć blaskiem i sławą któreby słabości jego, nieudolności w rządzeniu dostrzedz nie dawały.
Od królowej słyszał Jan Kazimierz ciągle jedno naleganie.
— N. Panie! wszystko się składa jak najszczęśliwiej — mówiła. — Nie oddawaj hetmaństwa nad wojskami nikomu, sobie zostaw najwyższą władzę — idź sam, prowadź!! Dosyć będzie odgłosu tego: Król na czele, aby motłoch zadrżał... Okryjesz się sławą... ja to czuję... wojna — wojna... wszystkie siły na nią skupić potrzeba.
Pochlebiało to Kazimierzowi, który królowej myśl chwycił skwapliwie, ale w jego ustach natychmiast przybrała ona fiziognomią nową.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.