Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.

Dzień dwudziestego Listopada zwiastował się zrana zimny i wietrzny. Śnieg polatywał; znaczna cześć starszych senatorów i znużonych sejmowaniem dziennem i nocnem posłów — siedziała po domach i gospodach.
Spoglądał każdy w okno... Ba! jednym mniej, jednym więcej! Obejdzie się tam beze mnie.
Zrana więc mała garstka tylko znalazła się pod szopą, dla ukończenia roztrząsań paktów konwentów. Naglono o głosowanie, aby raz temu koniec położyć.
Szczęściem też, niebo łaskawsze rozjaśniać się zaczęło — szlachta się ściągała. Król, który dla uroczystego wjazdu po spodziewanej dnia tego elekcyi czekał ze dworem za miastem, usłyszał wreszcie około południa huk dział, który mu zwiastował, że na polu śpiewano już Te Deum!
Co chwila też nadbiegali z powinszowaniami