Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

przemiany, słuchać musiał... niepomiernych pochwał — a potem cichego mruczenia.
— Gdybym ja się mógł od niej uwolnić!
W dni kilka Ossoliński, któremu szło wielce o to, aby się u Jana Kazimierza utrzymał w tej wziętości, jaką miał u nieboszczyka, we wspaniałym pałacu swoim wystąpił z ucztą, która napozór była niespodziewaną, chociaż Marya Ludwika od kilku tygodni o przygotowaniach do niej była zawiadomioną.
Król, zaproszony, pojechał chętnie i zabawiał się bardzo wesoło, szczególniej nadskakując młodym i pięknym paniom, między któremi marszałkowa Kazanowska prym trzymała. Spostrzegli wszyscy tę dla niej preferencyą, ale też dziwić się nie było można, bo piękna pani wyzywała J. Król. Mości słowy i oczyma.
Królowa nazajutrz szydersko nieco żartowała sobie z przyszłego małżonka, nie zdając się do tego przywiązywać wagi.
— Strzeż się jednak W. Król. Mość oczu ludzkich... bo, wysoko siedząc, narażony jesteś na potwarze; nie trzeba do nich dostarczać wątku. Co księciu było wolno, królowi się nie godzi.
Jan Kazimierz wczorajsze zaloty obrócił w żart i zaparł się ich najuroczyściej, ale wróciwszy do siebie, zawołał do Butlera:
— Na każdym kroku mnie śledzi! jestem spę-