Mogło się to nazwać omyłką, zapomnieniem, ale było uchybieniem i zniewagą, którą Wiśniowiecki uczuć musiał głęboko.
Zaledwie przebrzmiały okrzyki koronacyjne, a senatorowie zebrali się na radę — Piławiecka! indagacya! ukaranie zbiegów — zahuczało znowu.
Król dosyć neutralnie zachowywał się we wszystkiem. Naostatek przyjaciele Maryi Ludwiki uznali chwilę właściwą, aby wnieść kwestyą królewskiego małżeństwa. Jan Kazimierz, który nigdy zręcznym politykiem nie był, i w tej sprawie, tak go blizko obchodzącej — pozostał biernym. W duszy pragnął najmocniej, aby senat, dla blizkiego powinowactwa, sprzeciwił się tym ślubom, lecz stało się inaczej.
Królowa silniejszą tu była nad niego, a dyspensa rzymska, za którą Nuncyusz ręczył, iż była w drodze, wszystkim zamykała usta. Ci więc nawet, co w początkach sprzeciwiali się małżeństwu, zamilknąć musieli.
Król, choć zgryziony tem, uradowanego udawał, gdyż wyzwolenia się stracił już nadzieję.
Codzień prawie przybywający posłańcy królowej i listy jej dostarczały wskazówek, jak sobie miał Jan Kazimierz postępować. Oburzał się na tę niewolę, lecz słuchał, bo tożsamo, co listy Maryi Ludwiki przynosili mu Ossoliński i Radziwiłł.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.