Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie pobytu króla, w sam dzień koronacyi, pożar na zamku nie mógł też pozostać bez tłumaczeń i wykładów.
Wieczorem, gdy po biesiadzie wszyscy się już po kwaterach rozeszli, a w mieście jeszcze i przy niektórych pańskich dworach ognie sztuczne wyprawiano na cześć ukoronowanego, tuż podle sypialni, w której on spoczywał, w Kurzej Stopie ogień się zajął.
Król się przebudził, ale w pierwszym momencie służby rozpierzchłej nawet dowołać się było trudno na ratunek, bo i ta ucztowała i szalała... Nadbiegł tylko Ossoliński i wszczęty pożar rychło ugaszono.
Kanclerz miał tę przytomność umysłu, iż strwożonemu Kazimierzowi ognia tego jako dobrej wróżby powinszował; lecz spalenie się Kurzej Stopy w mieście za zły omen uważano.
W powrocie do Warszawy na pół drogi potrzeba się było i dla przeprzęgu i dla posiłku zatrzymać. Dzień był piękny i pogodny. Kazimierz wyszedł przed plebanią, w której go proboszcz przyjmował.
Kilka kroków dzieliło go tylko od małego kościołka wiejskiego, na którego progu ujrzał dziwacznie wyglądającego człowieka. Wydał on mu się żebrakiem.
Nie powstał jednak na widok króla, i tą obo-