Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

duchem się korzył przed nią, ale majestat jego królewski cierpiał.
— Wiem — odezwał się po namyśle — że w nieszczęśliwą powołany zostałem godzinę, ale nie w sobie ufam: wierzę w Opatrzność i pomoc Bożą, w miłosierdzie Pańskie.
Bojanowski rzucił głową.
— Bijcie się w piersi — rzekł — ty i ten kraj, czyście na nie zasłużyli?? Skalanych grzechami Bóg natchnąć nie może, a nie obmyliście się z grzechów waszych. Modlitwą nie przebłagacie Boga, ani ofiarą rąk nieczystych... serca wasze zepsute są i ostygłe. Dzikie źwierzęta wypuścił na was mściwy Jehowah, które szarpać będą i krew waszą toczyć, aż poprawicie się i pokutować będziecie. Biada tobie i królestwu twojemu!
Król nie śmiał się odezwać, rad był odejść, a siła jakaś trzymała go jak przykutym przed tym starcem, który siedział jako sędzia surowy i ledwie nań chciał patrzeć.
Milczenie trwało dosyć długo, naostatek Kazimierz rzekł głosem zniżonym:
— Módlcie się za mnie i za wszystkich...
— Modlę się i pokutę czynię, za własne i za wasze grzechy — odpowiedział Bojanowski — ale głuchym jest Bóg, bo grzeszyć nie przestajecie. Upokorzył was, zgniótł, krew się lała strumieniem, niewolnicy wasi stali się panami waszymi;