Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

Stopkowski, który już się nasłuchał i napatrzył w Zbarażu wszelkiego rodzaju nikczemnego zdradziectwa... ostrzegał napróżno.
Jakże się lękać było można człowieka, który wczoraj szczodrze obdarzony, pokornie rękę pańską całował, na ziemię padał, miłość poprzysięgał, a tejsamej nocy, najlepszego konia uchwyciwszy, biegł szukać Kozaków, aby im służyć!
Ciągle tedy spierając się o Tatarów, o których rozpowiadano, choć ich jeszcze nikt nie widział, ciągnął król dosyć czujnie od Zamościa pod Zborów, a tu już zgliszcza po drodze i zbiegli od tatarskich pęt świadczyli, że Orda wistocie Kozaków posiłkowała.
Aliści ani liczby jej, ani kędy się obracała, nie znał nikt, gdy Tatarski Han już Pełkę, chorążego pułku ostrogskiego, pochwycił i innych też wziął, a biciem i mękami zmusił, że o wojsku i królu śpiewali, co wiedzieli.
Tuż i wezbrana po deszczach Strypa i Zborów, na lewo dębowym gęstym lasem otoczony, a gdy w kościele na drugim brzegu za rzeką na nabożeństwo biją w dzwony i król, dla uroczystości Wniebowzięcia przeprawia się, aby mszy św. wysłuchać, harc z Tatarami się poczyna...
Król mimo całej czujności swej wiedział tylko tyle zpod Zbaraża, co mu listy Stopkowskiego przyniosły, a o Tatarach i ich sile tak, jak nic: