gdy przebiegły Chmiel policzył pułki i siły, a Tatarom wskazał, gdzie polskiego króla i obozu szukać mieli.
On toż sam z częścią swoich czatował w odwodzie.
Tu dopiero tym, co dotąd z Kozactwem i jego chytrością do czynienia nie mieli, co je sobie ważyli lekko, co śmieli się, gdy w Warszawie rozpowiadano, że Chmiel miał swoich i w Wenecyi i w Watykanie i na Cesarskim i na Sułtana dworze, otworzyły się oczy i poznali, że nieprzyjaciel to był straszniejszy, niż się zdawał... a owo pijaństwo nieustanne i gburowstwo udanem było, owo chłopstwo umyślnie wdziane i noszone.
Nim się też dowiedziano o Tatarach, już Korycki, który w odwodzie był z pułkiem ostrogskim (tym, który w Toporowie Pełkę i Żółkiewskiego utracił), ścierał się z nimi, a choć garść miał tylko przeciw Ordzie, zahamował ją nieco... Z drugiej strony Tatarowie na ciągnące wozy napadli, przy których nikogo, krom ciurów nie było, a ci uszli i wozami droga się zaparła, a zamieszanie powstało straszne.
Szczęściem, że z orszaku króla nie potracili głów wszyscy i męztwo mieli, większe, niż szczęście.
Co prędzej i wozów i mostów na Strypie bronić było trzeba. Skoczył tedy ochotnikiem ze swymi
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.