Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

ciela. Dosyć nam jednego Kowalskiego, aby dzień ten upamiętnić...
— Jakiego Kowalskiego? — zapytał król.
— Chorążego Ziemi Lwowskiej; — dodał Sobieski. — Tatar mu prawą rękę uciął, którą chorągiew trzymał: chwycił ją lewą, tuląc do piersi, a gdy i tę mu odrąbano, sam się położył na chorągwi i obronił ją.
— A Rzeczycki, Starosta Urzędowski — odezwał się Kasztelan Bracławski, Stępkowski — na któregom patrzył, jak się ze trzema chorągwiami między opłotki wparł, gdzie go ścięto.
— Rzeczyckiego tem więcej żal — dodał Sobieski — że nam tłómaczów braknie, gdy języka dostaniemy, a on po turecku, arabsku, persku i po tatarsku expedite mówił...
— Mnie mojego Czarneckiego przy wozach ubito — westchnął król...
— Niepoliczyć strat naszych — dodał kanclerz Ossoliński. — Szliśmy ostrożnie, czaty wysyłając, starając się o nieprzyjacielu wiedzieć: nie pomogło nic. Lud strwożony z Kozactwem trzyma, a nam, kłaniając się, kłamie, bo już Chmiela zwycięztwa upoiły jego i wszystkich...
Jan Kazimierz nie chciał jeszcze wierzyć w wielką Ordy potęgę, ale co chwila przynoszone wieści ją potwierdzały. Ossoliński i Jerzy Lubomirski,