Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

wszyscy zresztą, zgodnie największą baczność doradzali.
— Łacno to dostrzedz — rzekł kanclerz — iż Chmielnicki nawałę tę tatarską zesłał na nas; aby nam nie dać ciągnąć Zbarażowi na pomoc. Musimy się wyrąbać z Tatarów... i rozproszyć ich. Długo stać nie jest w ich obyczaju...
— Daj Boże, abyśmy ich zmusili — odparł Sobieski młody — lecz lękać się trzeba, aby ich tu liczba taka nie znalazła się, przeciw której my z największem męztwem nie podołamy.
Przez całą tę noc nikt w obozie nie zmrużył oka. Szło i o wojsko i o bezpieczeństwo osoby króla, który męztwo obiecywał znaczne, lecz i nieopatrzność a niedoświadczenie zdradzał. Wybrali więc wodzowie sześciu najdzielniejszych z młodzieży, którzy na krok króla nie mieli odstępować. Z tych później Jan Kazimierz dwu tylko przy sobie zostawił: Jędrzejowskiego i Sładkowskiego, czując się wśród wojska bezpiecznym, i trzymając w głównym korpusie Huwalda, gdzie była piechota niemiecka i usarskie chorągwie...
Na wszystkie strony porozsyłano czaty: nigdzie daleko sięgnąć nie mogły. W koło leżeli Tatarowie. Pełną ich była dąbina, zarośl i wzgórza...
Królowi dodawano męztwa i otuchy ale dowódzcy między sobą, zebrawszy się, później na