Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

wrócić do swoich, aż cały obóz do kończyn jego objechał.
Na brzask się miało, gdy z ks. Lisieckim, który mszę św. zabierał się odczytać, powrócił do swych dworaków. Czasu już na odpoczynek nie było, ani kto o nim myślał.
Animusz okrutny owładnął właśnie tymi, co wczoraj największą okazywali trwogę.
Gdy król wyszedł po mszy na próg, znalazł całe podwórko pełne rotmistrzów, dowódzców, starszyzny, dopominającej się rozkazów. Wszyscy poprzysięgali, że do ostatniej kropli krwi bić się gotowi.
Wojsko zatem tak, jak wczoraj, szykować poczęto. W tyle, za obozem znajdowało się miasteczko... a wały obozowe sięgały pod cerkiew ruską, którą wczoraj jeszcze Kozacy odebrali i obsadzili. Z tej jednak strony nie ważyli się napaść, bo silnie była obsadzoną.
Już dobry był dzień, gdy razem Kozacy na lewe, a dwaj carzykowie tatarscy rzucili się na prawe skrzydło, którem dowodził Ossoliński.
Srogi i zajadły zawrzał bój, w którym mieszczaństwo też oszalałe, w dzwony bijąc, słomę po drogach paląc, udział brało. Prowadzili oni opłotkami znanemi sobie oddziały Kozaków... Za-