Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

nia i poczęło okrutnie siec i rąbać. Dopiero dragonia Pleśnickiego, Starosty Opoczyńskiego, na posiłek im przypadłszy, resztę uratowała.
Strzębosz, który razem z Zabuskim prowadził czeladź, nie opatrzył się aż w polu, że ksiądz Lisiecki, który z krzyżem w ręku między ciurów wpadłszy na koniu, najwięcej ich zagrzewał, najpierw postrzelony nieszkodliwie, a potem, nie dając się odprowadzić, drugą i trzecią kulą przeszyty, padł na placu.
Skoczył ku niemu Dyzma, aby zpod konia ratować, ale gdy się nad nim pochylił, usłyszał tylko z ust skrwawionych... dobywające się westchnienie ostatnie.
— Jezus — Marya — Józef.
Ks. Lisiecki nie żył.
Pod koniec dnia, wszyscy się na stanowiskach swych utrzymali, ale straty były ogromne. Uszli wprawdzie Tatarowie, pochowali się Kozacy. Zwycięztwo na oko pozostało przy królu, lecz oczy wodzów widziały już, że po takich kilku wiktoryach... obronić się nawale nie będzie podobna.
Gdy przyszło pod noc do obrachunku, płakał król nietylko swojego ukochanego kapelana, ale żołnierza najlepszego blizko dwu tysięcy, rotmistrzów i towarzyszów swych chorągwi czterdzie-