Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

nie pozostawało nic teraz nad sławienie układów wynoszenie ich, aby ludzie się nie dopatrzyli, jak sromotnemi były.
Wynoszono więc kanclerza... i króla razem.., ale w duszy Marya Ludwika bolała nad takim obrotem rzeczy, który skazywał króla na dawną jego rolę: człowieka bez charakteru i siły.
Postarano się na zamku, ażeby ta noc, w której w istocie Jan Kazimierz dał dowód, że w nim duch jeszcze mieszkał rycerski, choć stłumiony, w opisach i listach wystąpiła z wielkim blaskiem.
Król jeszcze nie doszedł z powrotem do Lwowa, gdy w Warszawie na Ossolińskiego drapieżne pokazały się paskwillusze. Przyniesiono na zamek ową parodyą traktatów, która krążyła po Lwowie. Kazano ją niszczyć...
Z Warszawy list zalecił królowi, aby się przebrał w strój polski... Staraniem Maryi Ludwiki gotowano kanclerzowi i królowi świetne przyjęcie, zawczasu podnosząc ich zasługi; ale przeciwko temu prądowi z góry, silniejszy daleko z dołu parł, w którym męczenników zbarazkich sławiono, a zborowskich polityków wyśmiewano.
Królowa się wkrótce przekonała, że bezpieczniej było daleko nie podnosić do zbytku zasługi, aby nie wywołać zajadłego szyderstwa...
Z listów męża przekonywała się, że zaspoko-