pewnili, iż król tegoż wieczora do wsi miał przybyć na nocleg. Radzono mu tu czekać na niego.
Wieś ta Złotą Wolą zwana, nie miała pańskiego dworu, bo tu dziedzic nie rezydował nigdy, ale probostwo było dostatnie; plebania przy kościele murowana, a że Jan Kazimierz pobożnym był, najchętniej też zawsze po klasztorach i plebaniach stawał. I tu mu przyjęcie u ks. dziekana gotowano.
Pozostał Dyzma na Woli, poszedłszy za radą stanowniczego, a był już wieczór i Dziekan się około kościołka krzątał, aby w nim dla króla klęcznik i poduszki przysposobić, gdy Strzębosz idąc za nim, w progu, spostrzegł siedzącego starca, którego sobie przypomniał, iż raz już w podróży z Krakowa do Warszawy, królowi się nastręczył i... w bardzo zły humor go wprawił.
Zdawało mu się więc na dobie, postarać się o to, aby ów zuchwały pątnik Bojanowski, znowu króla swojemi proroctwy i groźbami nie męczył.
Naprzód się więc z tem udał do dziekana, ale ksiądz, który zdawna bogobojnego staruszka znał, wprost pośrednictwa odmówił.
— Jakiemże ja prawem mogę zabronić pobożnemu pielgrzymowi — rzekł do Strzębosza — pozostać tu i bodaj się N. Panu stawić, jeżeli go Bóg natchnął ku temu? Mąż jest znany w całej
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.