Ta strona została uwierzytelniona.
cającego, dostrzegł jak chwiejącemi się i nieśmiałemi krokami szedł zadumany z głową spuszczoną.
Starzec nie spojrzał na odchodzącego — przeżegnał się spokojnie i zaczął modlić się znowu. W kościołku dzwon odezwał się na pacierze wieczorne; Bojanowski kląkł w progu, ręce podniósł do góry, głowę ku niebu, i głosem, w którym jęk i łkanie słychać było, — gorąco się modlił.
Jan Kazimierz znikł, wszedłszy na probostwo, a Strzębosz, który zdala coś pochwycił, z trwogą spoglądając na starca, oddalił się — niemal gniewny na niego.