podziecinnemu swojemi karłami, słuchaniem plotek dworskich, myśliwstwem trochę i towarzystwem pań pięknych, w których z kolei, na krótko wdzięk jakiś upatrywał.
Ile razy miał Butlera przy sobie, a nawet młodszego ulubieńca, pokojowego swego Tyzenhauza, spowiadał się potem przed niemi z tych wrażeń.
— Wiesz, starosto — mówił po powrocie do Butlera — po tej expedycyi, zażywszy niewczasów i samotności bez niewiast, teraz mi i jedzenie lepiej smakuje — i wszystkie kobiety piękniejszemi się wydają. Królowa odmłodniała, a co się tyczy marszałkowej... prawdziwy cud — świeża, śliczna, i nie dziwię się, iż powiadają, jakoby ten nieznośny Starosta Łomżyński w niej się kochał.
— Starosta Łomżyński? — podchwycił Butler — alboż to on jeden! Jest ich z gorącemi affektami wielu i liczą pono na to, że marszałek bodaj nie długowieczny.
— Ale prawda — mówił król — znalazłem go bardzo postarzałym i jakby chorym, choć się do tego nie przyznaje. Od śmierci Władysława nie widziałem uśmiechu na jego twarzy... a sam, słyszę, powiada i prorokuje, że wkrótce pójdzie za nim...
— No — tak źle jeszcze z nim nie jest — odezwał się starosta.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.