— Zawezwę do rady prawników — rzekł — da się cóś zapewne uczynić, bądź pani spokojną. Sam słyszałem z ust marszałka, iż chciał jej po sobie całą pozostawić spuściznę.
Kazanowska za łzami niewiele już mówić mogła; tłómaczyła się, że nie chciwość nią powodowała, ale mieszkanie to było dla niej pełnem pamiątek, a rodzina natychmiast ją z pałacu i z dóbr wygnać się już odgrażała. Szło jej o dowód miłości męża i t. p.
Wprost od marszałkowej król na zamek powróciwszy, nie wiedząc, jak sobie radzić, jak zwykle, gdy potrzebował wytrawnego pomocnika, posłał po Radziwiłła. Ze starym tym przyjacielem ciągle prawie to się waśnili i sprzeczali; gdy królowi uledz nie chciał, to go sobie król ujmował, bo wielką w nim czuł podporę. Ks. kanclerz, znający zdawna humor i temperament pana, śmiało sobie z nim poczynał.
Tym razem przyjął go Jan Kazimierz serdeczniem i zamknął się z nim na radę.
Radziwiłł był tego zdania, iż dwu poważnych mężów świadectwo urzędownie spisane testament zastąpić mogło. Tegoż dnia uproszeni wojewoda i kasztelan w imieniu króla udali się do marszałka, który całą przytomność zachował jeszcze, chociaż życie uchodziło i z trudnością mógł mówić.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.