Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

A! smutne to są dzieje! pióro nieraz wstrzymuje się i wzdryga, gdy do ich rozbioru i sądu przychodzi. Sejm kończył się pośpiesznie... czasu zmarnowanego nie stawało na najważniejsze sprawy... Dzień jeden ukradło wesele panny Langéron, faworyty i sługi królowej, wydanej przez nią za Kasztelana Płockiego, z której zmarszczków się naśmiewano, drugi zajęły przenosiny... a tymczasem posłowie kozaccy ze swym metropolitą mieli czas nową nienawiścią się napoić i przypatrzyć temu spółeczeństwu, które wcale zagrożonem się nie czuło i znowu hardo podnosiło głowę.
Na samą wzmiankę o tem, ażeby metropolitę do senatu przyjąć miano — krzyk powstał okrutny, i Paktów Zborowskich znać już nie chciano, a tak to sobie mało ważono, iż tymczasem na weselu panny Langéron pół sejmu piło i skakało.
Nie było tam, niestety Bojanowskiego, a gdyby się ten był znalazł, pewnieby go za drzwi wypchnięto...
Tak, ciągle przeciągany z dnia na dzień sejm aż do końca Stycznia się przewlókł, wszystkich znużywszy.
Jak groźne memento, przyszli na zamknięcie jego Kozacy ze swym metropolitą, i — żądania ich, po długich targach zaspokoić było potrzeba.