miał udział w układach i jego oszczędzić chciano, wrzask przeciwko nim byłby daleko większy. Króla zaś znajdował Ossoliński niewdzięcznym, i miał słuszność może, bo listem do Hana ocalił, jeśli nie życie, to sławę Jana Kazimierza — i pozłocił pierwszą kartę jego panowania.
Z królem zaś, jako z człowiekiem wielce niestałym i przerzucającym się łatwo na wsze strony, nie można nigdy było być pewnym, ani poparcia, ani uznania. Jednego dnia wynosił pod niebiosa, drugiego zamykał drzwi, dąsał się i gniewał bez przyczyny.
Ossoliński, chcąc sobie hetmana polnego pozyskać, który świeżo z niewoli kozackiej wyszedł, dopraszał się dla niego o starostwo trubowskie... Królowa już je była komu innemu przyrzekła: Jan Kazimierz więc odmówił; nic nie pomogły nalegania. Kanclerz, który chciał wyrobieniem starostwa pokazać swe znaczenie, otrzymawszy odprawę raz i drugi, uczuł to mocno. On, któremu się zdało, iż losy Rzeczypospolitej w jego były ręku, a rozum jego niezbędnym w chwili, gdy się do nowego poselstwa do Włoch i Rzymu gotował, zaskoczony tą odmową, nie mógł jej znieść.
Jednego wieczora powrócił od króla niezmiernie podraźniony, powtarzając sobie ciągle, iż starostwa mu odmówiono, burząc się, unosząc i z tem
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.