Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

małżeństwo zawarte łączy osoby równej fortuny i godności... ale tu...
— I tu tak jest! Wyłamywać się zpod władzy męża! — rozśmiała się smutnie podkanclerzyna — u nas się nie godzi.
— Ale u siebie w domu, boś pani przecie u siebie...
— Tak jest — mówiła podkanclerzyna — jestem u siebie, ale drzwi-bym mu zamknąć nie mogła... a nawet niczem własnem rozrządzić.
Biedne my jesteśmy niewolnice!
Oburzył się Tyzenhaus.
— Mało znam pana podkanclerzego — dodał — ale, mam go za zbyt dobrze wychowanego i szlachetnego człowieka, aby władzy takiej chciał... nietylko nadużyć, ale nawet jej używać.
Podkanclerzyna obejrzała się na niego, wlepiła oczy, i — nie odpowiedziała nic. Milczenie było wymowne.
— Często są takie bardzo drobne a niezmiernie przykre... okoliczności — poczęła pomilczawszy — które mogą zatruć życie.
Tyzenhaus słuchał ciekawie.
— Naprzykład ja — ciągnęła dalej pani — nawykłam tak do tego mojego domu, do urządzenia jego, jakiem było, że najmniejsza zmiana mnie razi. Hieronym ma passyą przerabiać, przemie-