Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Maryi Ludwice. Była to chwila, w której on zawsze, spełniwszy ten obowiązek, weselej patrzył. Gdy mu przychodziło na pokoje do pani iść, zasępiał się, dopiero wyswobodzony oddychał.
— Strzębosza — rzekł, oglądając się na niego — przez cały dzień nie było. Cóżeś to tak ferye sobie dał?
— Wuja chodziłem pozdrowić, Xięzkiego — rzekł Dyzma.
Król pomyślał.
— Wiem — odparł — wiem — ten-to jest, co go z języka sławią.
— N. Panie — przerwał Strzębosz — on szablą lepiej jeszcze włada, niż językiem; dość powiedzieć, że w Zbarażu był.
Na wspomnienie Zbaraża Jan Kazimierz się zasępił, nie odpowiedział nic.
Nazajutrz zrana Tyzenhauza kazał do siebie wołać; nie było nikogo, bo nawet karłów odprawił.
— Idź do podkanclerzyny — cicho szepnął — pozdrów ją ode mnie, i rozumie się, na cztery oczy, powiedz, aby nie ustępowała. Radziejowski do zbytku i tak napastliwy i zuchwały... pozwoli kurze grzędy, będzie ona wszędy.
Poselstwo młodemu pokojowcowi wydało się tak przyjemnem, że jak tylko godzina nadeszła,