Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

szedł, będąc stróżem pieczęci, wystawiał sobie osobę swą nietykalną, wpływ niemogącym się zachwiać. Z każdą więc godziną buta w nim rosła.
Dnia tego spodziewał się Radziejowski otrzymać z zamku jakąś wiadomość, bo pewnym był, że królowa Tyzenhauzowi zuchwalstwa popełnionego pod bokiem majestatu nie przebaczy, a król, choćby chciał, nie będzie go śmiał bronić; ale nie nadeszło nic. Posłany na zwiady komornik podkanclerzego przyniósł tylko, że król z królową mieli żywą rozmowę i że na dworze panowało jakieś między młodzieżą rozdraźnienie i niepokój.