Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

a ją podnosząc; z drugiej gotów był przez żonę króla sobie zjednać, posądzając go o wielką słabość dla niej.
Wszystkie te pozaczynane intrygi niebardzo mu się dotąd powodziły. Królowa wprawdzie słuchała, przypuszczała go chętnie, posługiwała się nim — ale nazbyt rozumną była, aby nie czuć w tem fałszu i nie przeniknąć intrygi.
Król, mniej znający się na ludziach, pobłażliwszy, łatwiej uraz zapominający — tolerował podkanclerzego, ale instynktowo cierpieć go nie mógł i zbliżyć się do siebie nie dawał zbytnio, co Radziejowskiego niecierpliwiło, bo znał Jana Kazimierza dla innych pobłażliwym.
Im się on bardziej nabijał tem Jan Kazimierz wstręt mu okazywał dobitniej.
Żona znosiła go, a dla spokoju w domu wiele przebaczała, ale znała go już nadto, aby się łudzić, że z nim kiedy szczęśliwą być może. Jawnem było teraz, że godził tak na jej fortunę, jak na te, które po dwóch pierwszych żonach zagarnął.
Przyjaciół, na których-by mógł rachować, nie liczył wielu — zato pozyskiwanych kubkiem i papką wesołych towarzyszów znajdował wszędzie i tymi się posługiwał.