jakąś łatkę, co gorzej, czyniąc go śmiesznym w jej oczach, o co nie było trudno.
Karły, małpy, zabawki króla, jego powolność dla służby, niestałość umysłu, choć Radziejowski wielbił serce, szlachetność, dobroć, dostarczały treści do przekąsów, a najmniejsza okoliczność, zręcznie wyzyskana, pozostawiała ślad po sobie.
Podkanclerzy szczególniej nalegał na to, choć nie całkiem się niby odkrywając ze swą myślą, iż całe powodzenie wyprawy zależało od Maryi Ludwiki, i dowodził, że król powolnością swą mógł popsuć wszystko, iż ciągle bodźca potrzebował i straży, a nikogo oprócz żony nie słuchał...
Pochlebiało to królowej, która, wierząc w to, iż Radziejowski im i Rzeczypospolitej życzył dobrze wistocie, gotową była się poświęcić i w podróż się wybierała. Chciał, jak powiadał, wziąć z sobą żonę, aby bytność królowej w obozie nie była tak rażącą, na co królowa się godziła, choć, pani podkanclerzyny nie lubiła coraz więcej.
Napozór więc wszystko się inaczej układało, niż było w istocie, a przebiegły intrygant zacierał ręce, obiecując sobie korzystać z zawikłań, i w potrzebie wywołać je, aby potem wystąpić jako pośrednik.
Z królową szło mu stosunkowo pomyślnie, ale
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.