z królem, który nie umiał udawać i zdradził się, Radziejowski rady sobie dać nie mógł. Wciskał się do niego, nachodził przesiadywał, narzucał, służył nie mogąc w żaden sposób chłodu i wstrętu jawnego przełamać.
Król był zmuszonym go przyjmować i słuchać, ale czynił to z tak wyraźną odrazą, iż podkanclerzy, płaszczący się, zabiegający w końcu znienawidził go, nie mogąc oszukać.
Nie dawał jednak za wygraną.
— Czekaj — mówił w duchu — będziesz ty mnie potrzebował, zmuszę cię, że się staniesz słodkim, ale wówczas ja będę drogim i za lada co nie dam się kupić.
Oplątać króla, wprawić go w kłopot, przymnożyć mu troski, było całem staraniem podkanclerzego.
Poza oczyma nie wahał się wyśmiewać go i każdą jego czynność przedstawiać albo jako śmieszną, albo jako podyktowaną mu przez królowę.
Właśnie w tej chwili, która w ciągu całego panowania, a może i życia, Jana Kazimierza jest najjaśniejszą, gdy on wistocie duchem się umiał podnieść i dłużej utrzymywać na tej wyżynie, niż kiedykolwiek, podkanclerzy go zmniejszał w oczach ludzi i zaufanie ich mu odejmował.
Stosunek ich był wielce osobliwy. Podkan-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.