Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

wspominał, umyślnie dla wypróbowania coś o niej napomknął. Jan Kazimierz nie usłyszał.
— Muszę się w. król mości pochwalić — rzekł jednego dnia — z moją miłościwą panią małżonką, do zbytku przez nieboszczyka pieszczoną, miałem srogie utarczki i przejścia, ale wszystko się szczęśliwie jakoś ukończyło pożądaną zgodą. Jejmość będzie królowej pani towarzyszyła zapewne w podróży.
Milcząc, król spojrzał.
— Trzecią żonę mam — dodał żartobliwie podkanclerzy — expertus sum, jak z niewiastami postępować potrzeba... pochlebiam też sobie, iż pani podkanclerzyny affekt pozyskam, choć przyznam się, niemało to trudu kosztowało.
Ani słówkiem nie chciał król na to zwierzenie się odpowiedzieć, ale Radziejowski niezrażony mówił dalej:
— Byłem zmuszony pewne wpływy, których się łatwo było domyśleć, i pewne stosunki pozrywać. Są ludzie, co małżeństwa różnić mają sobie za zabawkę. Moja Elżunia miała przyjaciół i pochlebców do zbytku; zwolna ich poodsuwałem i oddalę.. Teraz do niej nikt bez mej wiedzy przystępu nie ma.
Przybycie kanclerza, szczęściem przerwało dalsze wynurzenia, które królowi wielką przykrość czyniły. Radziejowski wobec poważnej osoby du-