Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

i wyuczył się języka mówionego, co mu się potem często przydawało, ale pisma arabskiego i tureckiego nie znał. Chciał go p. Otwinowski uczyć; podziękował, mówiąc: za stary jestem, a tłómaczem już nie pretenduję zostać.
Człowiek był poczciwości rzadkiej i pobożny: ale z nabożeństwem, gdy drudzy się chwalili, on się prawie ukrywał. Z tego, co czynił, zresztą nie rad się komu tłómaczył.
Nie potrzeba nawet mówić o tem, iż jak drudzy chętni chlebodawcy, co marnowali grosz łatwo, Nadolski popularnym w wojsku nie był, ale go szanowano.
Gdy wszedłszy do namiotu Xięzki mu siostrzeńca okazywał i polecał, Nadolski pilno mu się przyglądał, od stóp do głów go mustrując.
Dowiedziawszy się, że ze dworu wprost tu przybywał, trochę się skrzywił.
— Nowicyat jeszcze waszmość u mnie odbywać musisz — rzekł — bo my tu poprostu żołnierze, a przybywasz ztamtąd, gdzie się ludzie rozpieszczają.
— Właśnie też — przerwał Xięzki — chciałem go tu mieć, aby mi nie zbabiał na dworze. Chłop zdrów, a ochotę ma; niech się zahartuje, będzie z niego żołnierz.
— Co daj Boże — dodał Nadolski i spytał Strzębosza: