Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

zbierano, powołany czy nie, śpieszył tam, aby wrzawy narobić i zgody nie dopuścić. A nie szło mu nigdy o samo jądro i treść rzeczy, ale tylko o dobrą zręczność do popisu: otom jest, ja, stróż pilny, i na stanowisku czuwam.
Wojsko się ściągało do Lublina; mieli tu przybyć królestwo oboje z panami kanclerzami i podkanclerzymi: jakżeby miało Dębickiego zabraknąć?
W potrzebie, choć nie zbyt zamożny, pan podczaszy podejmował nawet sam szlachtę u siebie, chociaż wolał razem z nią na cudzym chlebie krzyczeć. W ostatecznym razie otwierał i on szeroko gospodę u siebie, a szlachecka równość służyła mu za wymówkę, iż prostą gorzałką, piwem, cienkim węgrzynkiem poił, a chlebem razowym, kiełbasą wędzoną, serem i bigosem, we właściwej porze ogórkami kwaszonemi zbywał panów braci.
Przyczem przeciwko zbytkom, naturalnie, cudzoziemskim obyczajom i kondymentom zagranicznym wykrzykiwał. Nie przeszkadzało mu to u możniejszych zajadać pastetów i pulpetów najwykwintniejszych, a wina hiszpańskiego wysoko cenić. Doma jejmość musiała sobie dawać rady z dziećmi i gospodarstwem. Podczaszy cały należał do kraju i dla niego pracował tak, że w domu rzadkim bywał gościem, a często le-