Sama ona podróż swoję pierwszą, po koronacyi z Władysławem IV odbytą, przypominając, łatwo mogła uwierzyć przestrogom, lecz zarazem nadto ponęt miała ta świetna wyprawa, aby się łatwo od niej odwieśdź dała.
Marszczyła się, słuchając tych groźnych opowiadań, a najczęściej je przerywała inaczej zwracając rozmowę.
W końcu jednak musiała powtarzającym się ze wszech stron głosom dać mimowoli ucha.
Radziejowski grał w tem jakąś niejasno oznaczoną rolę. Nie sprzeciwiał się królowej, nie namawiał jej też, nie zniechęcał, zdawał się więcej badać, niż stanowczą myślą kierować.
W jednem tylko stale trwał: to w sposobie wyrażania się o królu, gdy sam na sam był z Maryą Ludwiką. Nie wydawał się ze swą niechęcią ku niemu, ani z tem, że żal mógł mieć jakiś do niego, lecz nieustannie krytykował czynności, okazywał niezręczne postępowanie i dawał to czuć, że gdy nie stanie opieki i rozumu żony, Jan Kazimierz da się lada komu zawładnąć i cała ta wielkich nadziei wyprawa na niczem spełznąć musi.
Nadto pochlebiało to Maryi Ludwice, aby mogła stawać w obronie męża, którego zresztą najlepiej znała i wiedziała, jak mu było trudno na jednej wysokości utrzymać się długo.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.