Orda z ogromnemi tłumami ciągnęła za nim znowu.
Tymczasem wojska powolniej daleko ściągały się niżby król życzył, który z każdym dniem więcej był tem podrażniony.
Pobyt też w Lublinie, w tem towarzystwie królowej i pań, które się do niej i koło niej skupiały, wcale mu nie smakował. Nie śmiał się z tem oświadczyć, lecz ze wszystkiego się to okazywało. Królowa zaś, choć ją Kozactwem zastraszano, które się przybliżało i zuchwale wtargnąć mogło aż nad brzegi Bugu, — nie miała ochoty powracać do Warszawy, chętnie-by była towarzyszyła mężowi, czując mu się w chwilach stanowczych potrzebną, widząc już intrygi, jakie się około niego zasnuwać zaczynały.
Radziejowski dotąd grał przy niej rolę przyjaciela, który bolał nad tem, iż nieudolny król sam miał pozostać — królowej, która w początkach przeciwko insynuacyom tym o mężu nie protestowała — z trudnością teraz przychodziło go bronić. Milczała, lecz przyszłe losy wyprawy podjętej z takim wysiłkiem, przejmowały ją trwogą. Przeciwnie, Jan Kazimierz był najlepszej myśli i nadziei. Pobożny i wierzący w opiekę niebios, cieszył się cudownym obrazem N. Panny Chełmskiej, którą wojsko miało za opiekunkę pozyskać.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/004
Ta strona została uwierzytelniona.