Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/006

Ta strona została uwierzytelniona.

miano, a w pobliżu nad Bugiem był jego Kryłów, mieścina po pierwszej żonie odziedziczona. Mogła więc, jak zapowiadał podkanclerzy, Jejmość spocząć w starym dworze w Kryłowie, jeśliby w Sokalu i przy obozie nie dogodnie jej było.
Wojsko z królem, który inaczej jak konno na czele swych chorągwi jechać nie chciał — ciągnęło dosyć powolnie na Uchanie ku Krasnemu Stawowi. W pochodzie wszyscy się przekonać mogli, jak te tabory ogromne, któremi wojsko było przeciążone, niesłychanie ruchy jego utrudniały. Wozy, kolebki, ludzie i konie króla i panów, daleko więcej miejsca zabierały, niż sam żołnierz, a ten musiał przed niemi ustępować. Niezliczona ćma ciurów, czeladzi, sług wszelkiego rodzaju, jechała, szła, wlokła się, otaczała te tabory. Wśród natłoku nie było prawie godziny, w którejby nie powstała waśń, nie przychodziło do pięści, kijów i szabel. Za sługami ujmowali się panowie, starszyzna musiała biedz rozrywać i godzić.
Niekiedy dochodziło to aż do króla, który i sądy wojenne i nadzór musiał postanowić surowy... co niewiele pomogło.
Królowa ze swym fraucymerem, dosyć licznym, z przestraszonemi kobietami, które ciągle Kozakami i Tatarami na żarty prześladowano — choć sama nieulękniona dotąd, zaledwie mogła w słu-