Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

się wołanie i krzyk i nie trwało dłużej nad dwa pacierze, aż przywleczono go nazad przed króla jmości.
Jaskulski jechał przodem i wołał:
— Przyznał się, że szpiegiem jest, od Chmiela wysłanym.
— Dawaj go tu — rzekł król.
Przywlekli go, bo już iść albo nie mógł, albo nie chciał, tak skruszonego, że w nim ledwie się dusza kołatała. Mówił dosyć niewyraźnie i plątał się, ale ci, co bliżej szli królowi to podnosili.
Okazało się najpierw, że zbiegiem był od wojska zaciążnego, ale, że jeszcze za króla Władysława IV uciekł i tułał się, a może i rozbijał.
— Kto cię posłał? — pytał król.
— Kozacki hetman mnie posłał — począł pochwycony — i obiecał mi nagrodę za to tylko, abym na oczy króla widział i doniósł jemu, że on sam przy wojsku się znajduje.
— Aha! widzicie — rzekł król, tryumfując — otóż go macie! Zdradził mi się tym łosiowym koletem, który ze sobą z wojska wyniósł, boby mi inaczej nie wpadł w oczy.
Kazał król pytać o kozactwo: gdzie on je porzucił, ile ich było, i czy orda z niem szła, a jaką liczbą; ale niewiele się z niego dowiedzieć mogli dla trwogi, bo mu się język plątał. Wiedział, co go czekało, bo oprawca z pachołkami