Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

o jej zdrowie, a gdy się dowiedział z innych korrespondencyi, że wcale chorą nie była, wpadł na myśl, że coś Maryą Ludwikę musiało zniechęcić i zrazić.
Trudno było dośledzić, co to być mogło. Wtem wysłany wpierw z listami Tyzenhauz wrócił z Warszawy, król go we cztery oczy pytać zaczął.
— Cóż się tam dzieje, nie mam żadnego listu od królowej? Nie słyszałeś, nie wiesz co?
— Boję się powtarzać — odparł Tyzenhauz — bo plotki być mogą.
— Ale mów! — naglił król — mów śmiało, włos ci z głowy nie spadnie.
— To wszystko sprawa podkanclerzego — począł Tyzenhauz — on codziennie rapporta posyła o tem, co się tu dzieje i umyślnie zniechęca N. Panią. Przynajmniej Francuzi o tych listach i dyaryuszu wiele między sobą rozmawiają.
Jan Kazimierz zamilkł.
Przywołano jednego z pisarzy od kancellaryi. Ten, spytany, zeznał, że Radziejowski codzień regularnie listy grube wyprawiał, albo do królowej, wprost lub do sekretarza jej, Desnoyers, adresowane.
Oczekiwany list królowej nie doszedł i dnia tego, natomiast od Desnoyers był duży pakiet do Radziejowskiego.
Nazajutrz rano kazał sobie król podkancle-