może co splótł. Królowa zazdrosna o żonę moję.
No — dodał — może i nie bez słuszności, bo król oddawna jej słodkie oczy robi.
Zmarszczył się kanclerz.
— Jak możesz mówić coś podobnego? — odezwał się surowo. — To są żarty...
Leszczyński po chwili, nie obwijając już dłużej, odezwał się:
— Z Warszawy królowi donoszą, że to waćpana listy do N. Pani są wszystkiego przyczyną. Król był dotąd na was łaskaw: nie godzi się...
— Ja żadnych listów nie piszę! — wykrzyknął zuchwale Radziejowski.
— Żadnych listów? — powtórzył Leszczyński, i przeszedł się po pokoju.
— Nadzwyczaj mi to bolesne — odezwał się — lecz polecenie króla spełnić muszę. Zobaczcież co to jest — i odczytajcie! Z tonu i treści łatwo wnieść, że to nie pierwsze pismo i że poprzedzające nie lepsze były.
Na widok listu, który kanclerz dobył i rozłożony pokazał Radziejowskiemu, zmieniła się twarz jego: zbladł, zamilkł. Oczy wlepił w papier i stał nie mówiąc słowa, ale to chwilowe przybicie i upokorzenie złapanego na kłamstwie i zdradzie, wprędce się w gniew tłumiony, złość i pragnienie zemsty zmieniło.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.