Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

kanclerzy, wstawszy, gdy spytał o żonę, odpowiedziano mu, iż przed kilku godzinami wyjechała.
Na zapytanie — dokąd? — nikt mu nie umiał odpowiedzieć. Listu nie zostawiła żadnego, sługom nie mówiła dokąd jedzie.
To samowolne wyzwolenie się niespodziewane Radziejowski, w obawie zbytniego rozgłosu, pokrył milczeniem napozór obojętnem, choć przewidywał w niem oznakę zupełnego zerwania stosunków. Jakiś czas łudził się słabą nadzieją, że podkanclerzyna mogła się udać do Kryłowa, ale odebrane ztamtąd listy — nic o niej nie mówiły. Nie było więc wątpliwości, iż pojechała do Warszawy.
Odjazd ten i wypadek, który króla od niego odstręczył — położenie uczyniły nader trudnem. Był nadto dumnym, aby się starać przebłagać; zdawało mu się, że podkanclerstwo i stosunki, jakie miał — dozwalały stanąć opornie i wrogo przeciwko słabemu panu.
Po namyśle więc postanowił nie schodzić z placu, walczyć.
Cały plan miał już w głowie osnuty. Wojsko złożone z żywiołów najróżnorodniejszych, zawierało sporo warchołów i już w związkach wypróbowanych krzykaczy; podburzyć ich, upatrzywszy chwilę, Janowi Kazimierzowi utrudnić każ-