Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/049

Ta strona została uwierzytelniona.

Kapłanów i duchowieństwa w obozie liczono do czterechset.
Wyniósł z namiotu króla Przenajświętszy Sakrament Leszczyński kanclerz; nad nim baldachim nieśli czterej senatorowie, a tuż szedł pobożnie ze świecą w ręku król, otoczony ministrami, dygnitarzami, urzędnikami i rycerstwem.
Pułki ustawione po drodze do nóg niosącego monstrancyą chorągwie na ziemię pochylały, dawano ognia z dział i ręcznej broni, muzyki grały, i uroczystość ta razem z ogłoszonym jubileuszem ducha podniosła.
Ci nawet, co dotąd szydersko i lekkomyślnie poczynali sobie, uczuli potęgę jakąś w tych szeregach mających walczyć za wiarę, spokój, w obronie kościołów i rodzin, świętości swych i skarbów. Przewidywali też wszyscy nadchodzącą już blizką chwilę, która rozstrzygnąć miała...
Rozumie się, iż podkanclerzego nie brakło też w orszaku pobożnym, chociaż obojętnem sercem brał udział w uroczystości. Strojem tylko wytwornym, dumną miną, obliczem starał się okazać, że mimo języków ludzkich, nic mu się nie stało.
Król o całej sprawie nakazał milczenie i nikt też rozgłaszać jej nie myślał, ale sam Radziejowski w obawie, aby na niekorzyść jego nie tłó-