nia: bunt zdusić, rebellizantów upokorzyć, Tatarów przepędzić... Ja innego nic nie znam... zdrajca, kto dziś o innem myśli!
— Właśnie dlatego — przerwał podkanclerzy — troszczą się ludzie o czynności króla, bo fałszywy krok... nas może zgubić.
— A no, Radę ma — rzekł Mazewski.
— I słuchać jej nie chce, tylko swoich Niemców — wtrącił Proszka — nie, nie — Niemców trzeba wykurzyć.
— Ale, do stu katów! — zawołał Mazewski — piechota niemiecka doskonała; przy artyleryi puszkarze, bez których my się nie obejdziemy!
Podkanclerzy, ostrożny, rozpytywać począł, kto tego chorążego wprowadził, wziął Bąkowskiego na stronę i począł mu to wyrzucać.
— Ale to żołnierz dzielny i weredyk — bronił się Bąkowski, wpływ ma wielki... a że trochę inaczej widzi, niż my.
— Trochę! — zaśmiał się podkanclerzy.
Tymczasem spór trwał, zwykli jednak goście Radziejowskiego pomiarkowali, że rozżarzać go nie było warto — i jeden po drugiem milkli, a Mazewski, zrozumiawszy to, iż ani mu tu radzi byli, ani był potrzebnym wśród nich, za czapkę wziąwszy, poszedł precz.
— Ostrożnym-bo być powinieneś — rzekł Radziejowski — po co nam kurtyzanie i pasożyty
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.