Nie było przy nim pod ten czas nikogo, oprócz komorników i pisarzy, a Radziejowski, korzystając z tego, zbliżył się. Jan Kazimierz odwrócił się wprawdzie, lecz uniknąć go nie mógł.
— N. Panie — odezwał się zbliżywszy tuż podkanclerzy — chociaż mi o łaskawe ucho w. król. mości trudno, ja mój obowiązek spełniam. Muszę przestrzedz, iż w wojsku fermentacya jest i zniechęcenie wielkie. Lękam się, aby w godzinie najgorszej nie wybuchnęło, nieposłuszeństwo.
Król milczał długo.
— A nikt o tem nie wie krom was, panie podkanclerzy? — zapytał.
— I mnie to doszło wypadkiem — odparł Radziejowski.
— Nie wierzę, aby szlachta tak mało dbała o Rzeczpospolitą i o cześć swoję, aby tu teraz, warcholstwem się chciała kazić.
— N. Panie szlachtę trzeba znać — z pogardą rzekł podkanclerzy — tłum to nieoświecony, a przywilejami swemi w dumę wbity. Lada co ją może pociągnąć.
Król, który słuchał z coraz wzrastającą niecierpliwością, umyślnie począł dawać rozkazy dworzanom i posyłać ich, aby przerwać nieznośną rozmowę.
Podkanclerzy, rachujący może na przestrach
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/076
Ta strona została uwierzytelniona.