Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

Dyzma mimowoli czapeczkę podrzucił do góry, witając miasto.
Na zamku przybycie jego, jak każdego posłańca od obozu, sprawiło radość; dano znać królowej.
Zarzucano go pytaniami: gdzie był król? czy się nieprzyjaciel pokazał? Nie było bitwy?
Ledwie miał czas suknie zapylone zrzucić i przeodziać się, gdy go już dwu paziów, jeden po drugim do królowej przybiegło napędzać; bo listów nikomu zwierzyć nie chciał.
Zastał Maryą Ludwikę samą i przechadzającą się po swym pokoju z oznakami niecierpliwości.
Pochwyciła listy, pytając:
— Zkąd?
— Zpod Beresteczka...
Na stole rozłożona leżała wielka mappa, królowa pobiegła i pochyliła się nad nią.
— Król? — zapytała.
— Zdrów, Bogu dzięki i czynny bardzo — począł Strzębosz — a gdyby mu ludzie tak służyli, jak on o nich się troszczy i pracuje...
Spojrzała królowa ciekawie na niego — i krótkiemi pytaniami zasypała go.
Z nich widać było, jak doskonale ją o wszystkiem uwiadamiano; wiedziała już o buncie na Podgórzu i spytała: czy kogo wysłano, aby jego