Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

ckiej szlachectwo stare wyrobię dla Bertoni... i — na swojem postawię.
Jak oszalały z bólu i smutku słuchał tego Strzębosz... ociągał się jeszcze, sądząc, że Biankę będzie mógł widzieć i przekonać się o tem, jak przyjmowała konkurrenta, ale mu stara oświadczyła, iż córki w domu niéma.
— Próżno byś się też, kochanku, trudził później — dodała — dla ciebie jej nigdy w domu nie będzie... wybij ją sobie z głowy.
— Zobaczymy! — rzekł ze złością, wychodząc Dyzma.
Zeszedłszy na dół, stał pod kamienicą długo, na pół skamieniały, z sercem rozdartem, sądząc, że może powracającą do domu schwyci dziewczynę; lecz, napróżno pół godziny pod murem wystawszy na czatach, wściekły, na zamek powrócił.
— Miałem czego się śpieszyć! — wołał sam do siebie.
Najpilniejszą było teraz rzeczą o tego Massalskiego się rozpytać; ale kilku towarzyszów i dworzan królowej napróżno badał: żaden mu o stolniku Massalskim nic powiedzieć nie umiał.
Dopiero stary komornik króla, który pozostał przy pokojach, jako dozorca karłów, małp i papugi... uderzywszy się palcem w czoło, począł prawić:
— Wiem! wiem!... znali go dawniej... Słaby