Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

lem się już kilka pułków zwaśniło i precz odeszło od niego: będzie to i z innemi. My ich lepiej znamy.
— O! o! — zawołał Xięzki — to dopiero Chmiel nas zna! Nie darmo drudzy powiadają, że w nim kawał szlachcica polskiego siedzi, i że się dla Kozaków czyni chłopem, choć nim nie jest.
Patrzajmyż, abyśmy mu nie dali odgadnąć się, a tak nie uczynili, jak prorokuje.
— Za się! — odparł Węgorzewski — nie może to być. Krwi powąchaliśmy, a ona upaja i krzepi; spory na potem odłożymy, gdy się na sejm zbierzemy.
— A ja za nic nie ręczę — przerwał jeden ze Stadnickich, który się rozmowie przysłuchiwał. — Już oto dziś przeciwko Jeremiemu Wiśniowieckiemu drudzy sarkają, radziby go od wszystkiego odsunąć, aby jeszcze większej sławy nie nabył, a króla z niej nie odarł.
— Boże miłosierny — zawołał Xięzki — jakby nam tu o sławę chodziło, gdy Rzeczpospolitą ratować trzeba, która dla niezgód naszych zginąć może!
Tak samo, jak pod temi namiotami starszyzny, całą też noc u króla deliberowano, to języka nowego dostając, to przyszłe układając plany.
Radziejowski też nie pozostał bezczynnym, ale