Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Wstał ten dzień walki stanowczej, zrazu jasny i pogodny; wiatr z tyłu niósł zpod kopyt końskich pył wzbity ku stronie, od której miał się nieprzyjaciel ukazać.
Na szerokiej równinie, przyparty do małej mieściny Leszczyńskich, Beresteczka, obóz się rozkładał pomiędzy rzeką z jednej, a moczarami i zaroślami z drugiej strony. Z miasteczkiem, przez rzeczułkę oblewającą je, łączyły dwa umyślnie wzniesione mosty.
Na pobojowisku jeszcze niespełna oczyszczonem z trupów po walkach dwudniowych... ziemia, kopytami końskiemi poryta, była jakby świeżo pooraną rolą.
Trzecią to noc wojsko, nie spoczywało prawie. Z prostego żołnierza usnął może który na jaką godzinę, snem znużony, ale z dowódzców nikt oka nie zmrużał.