Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

głowę się pochwycił i z największym gniewem do Chmiela się rzucił, zadając mu oszukaństwo a zgubę swą.
Przypomniał mu słowa jego, któremi go wywabił z Ordy, że Kozacy Polaków, jako pszczoły w ulu podkurzyć mieli, a Tatarom ino było miód podbierać.
A i Kozactwo też, które sobie pospolite ruszenie od Zborowa za nic miało, postrzegło, że na ten raz nie łacno było siłą zebraną pożyć. Na chwilę Chmiel i Bohun strwożyli się, szczególniej tem, że Tatarzy nie chcieli ruszać.
Tymczasem ze strony polskiej gotowano się do rozegranej. Otwinowski który królowi jako tłómacz towarzyszył, ukazał mu znak Hana, trzy zielone ogony końskie, które oni zowią buńczukami.
Pobiegł z rozkazem pocztowy do Przyjemskiego, aby z działa na to miejsce, gdzie stały, ognia dawał a poszczęściło się tak za pierwszym ogniem, że kula padła niedaleko Hana samego, buńczucznego hańskiego zabiła, buńczuk zielony obaliła, i Han przestraszony zbiegł wtył, a stanął zdala.
Ażeby dodać wojsku serca, zarazem we wszystkie trąby, kotły, surmy uderzono, z dział ogień poszedł po całej linii i pieśń bojowa się rozległa. Z przeciwnej strony, oprócz wisku, nic słychać