Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Znał bowiem to do nich, że albo pokorą się wkupują w łaski, lub zuchwalstwem ustraszyć próbują. Tymczasem zaś w okopach tych, jak najmocniej się osadzić starali, ale i to fortelem się okazało, aby zyskać na czasie.
Przy wielkiem szczęściu, jakiego król dnia ubiegłego doznał, nie mała też troska szła razem.
Rada prawie przy królu nie ustawała; ale już nawet w tej godzinie, gdy wszyscy jedno trzymać byli powinni, aby nieprzyjaciela przemódz, zdań różność objawiać się poczęła, nie zpowodu przekonań wszakże tylko, że jeden drugiemu zazdrościł i gotów był wrogowi folgować, byle się współzawodnikowi nie dać wyprzedzić.
Z wodzów niemal wszyscy Jeremiemu jego szczęścia zazdrościli, za nic go mając w nienawiści.
Król, którego też przeciwko niemu usiłowano zdawna zniechęcić, wystawując, jako ambitnego, który zagarnąć chciał i sławę całą i władzę, przecie jaśniej się w tem rozpatrywać począł i zbliżać ku niemu, ale na to drudzy baczność mieli.
Tego dnia, choć do walki żadnej nie przyszło, niepokojono się wzajemnie. W obozie nikt się rozbroić, ani konia rozsiodłać nie śmiał, popuszczano popręgi, a od zbroi zwalniano rzemyki, ale szabli odpasać nie było wolno.