Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

szymy i poczciwi nie dadzą tryumfować warchołom.
— Tak—by być powinno — przerwał Leszczyński — ale nie zawsze się tak dzieje, bo najgorsze gęby najgłośniej krzyczą, a kto się bije najlepiej i kraj najmocniej kocha, ten milczy.
Radziejowski kręcił się niecierpliwie.
— Jeżeli publicznie z tem wystąpią, będziemy się starali też wołać głośno... i przekrzyczeć ich...
— Jeżeli wystąpią — przerwał Lanckoroński ależ posłuchajcie, iż się już ważą o kole mówić i króla chcą przed nie stawić, a wybierają śmielszych, co z tem przyjść mają do majestatu i domagać się.
Wszyscy przytomni, dla których owo koło w pospolitem ruszeniu równało się rokoszowi, niemal przerażeni, milcząc, spoglądali po sobie. Król jeden najmniej się tą wiadomością okazał poruszonym.
— Koło? — rzekł — a choćby i koło zwołać chcieli? Jeżeli mnie o zezwolenie pytać będą — nie wzbronię pewnie. Bóg z nimi, nie uczyniłem nic, za cobym przed Bogiem, sumieniem i narodem obawiał się odpowiadać...
Niech sądzą w kole.
— N. Panie — rzekł kanclerz — nikt z nas nie myśli inaczej: a przecież temu kołu przeciw-