Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

piechotę, Huwaldów i innych Niemców, ma Kwarcianych; starczy mu ich, nam już dosyć tej poniewierki.
Zwoływano się ziemiami i województwy. Prąd, raz pchnięty, rwał coraz silniej pociągając za sobą.
Ze starszyzny już ten i ów się wahał. Przy królu nikt odzywać się nie śmiał, ale między senatorami też tęsknota za domem rosnąć poczynała. Szemrano.
— Król się zapalił. Niechby, na hetmanów zdał: to nie jego rzecz... Gotów nas w polu trzymać aż Kozaków nie stanie.
— Przekonać go trudno — szeptali drudzy.
Tegoż dnia wieczorem król oznajmił, że chce do Brodów, do Koniecpolskiego jechać, aby twierdzę przez ojca jego wzniesioną oglądać.
— Nie ustaje więc wojować — wzdychali pokój miłujący.
W nmysłach zamęt powstał wielki, wahanie się.
Coraz więcej głosów odzywało się za tem, aby na hetmanów zdać wszystko, króla do Warszawy dla spoczynku wyprawić, pospolite ruszenie puścić.
Na uchodzących kogóż wysłać było, jeżeli nie Jeremiego Wiśniowieckiego? Jednym głosem wszyscy go wskazywali.
Wieczorem Krakowian gromada się się zebrała